Roksana mieszka w Kraju Orłów od dziewięciu lat. Jest żoną Albańczyka, z którym ma małą córeczkę. Pracuje na Uniwersytecie we Vlorze. Po godzinach prowadzi bloga „Albania po polsku”, gdzie barwnie i szczegółowo opisuje kraj, w którym żyje. Walczy też z mitami na jego temat.

 

Gdy tylko wspomnę o Albanii, którą niedawno miałem okazję odwiedzić, często pada pytanie, które wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać: „To tam już nie ma wojny?” (śmiech)

Nie ma, od dwudziestu lat. Faktem jest, że wojna domowa z 1997 roku, która trwała kilka miesięcy, dała Albanii niechlubną famę kraju, w którym rządzą bandy gangsterów z kałasznikowami. Tak też często była i czasem nadal jest przedstawiana przez media. Ale od początku: w roku 1997 w Albanii w dynamicznym tempie rozwijały się piramidy finansowe. Ówczesny rząd Saliego Berishy dał obywatelom gwarancję niesamowitych zysków. Ludzie uwierzyli. Zaczęli sprzedawać prawie wszystkie dobra materialne, przede wszystkim domy czy mieszkania i inwestować w piramidy. Oczywiście system piramid finansowych, który owszem, na początku daje zyski, po pewnym czasie upadł. Obywatele stracili wszystko, cały dorobek życia. Z żalu, ze złości i nie widząc innego rozwiązania – siłą obalili rząd. W kraju zapanował chaos. Z powodu niemocy instytucji publicznych i policji, władzę objęły niewielkie bandy.

Często „Kraj Orłów” kojarzony jest właśnie z bandami zaopatrzonymi w kałasznikowy.

W jednym z ostatnich wpisów na blogu opisuję wielką potęgę militarną, jaką Albania była w czasie komunizmu. Państwowe magazyny i rezerwy broni były, jak na tak mały kraj, naprawdę imponujące. Bandy, ale również zwykli obywatele, wtargnęli do tych magazynów, grabiąc broń i dużą ilość kałasznikowów, które były tam produkowane. Wiadomo, w czasie wojny, kto silniejszy – ten ma władzę. Bandy wojowały, grabiły, wywoziły nastoletnie dziewczyny do zagranicznych domów publicznych – stąd również niechlubna opinia o albańskich mężczyznach… A zwykli obywatele? W każdej dzielnicy mężczyźni co noc organizowali dyżury, aby chronić swoich bliskich. Często z bronią.

Zwykle przypisujemy dziwne opinie miejscom, których tak na prawdę nie znamy. Kategoryzujemy je bezpodstawnie. To nasza niewiedza jest problemem, nie sama lokalizacja.

Często Polacy naczytają się o mafii narkotykowej, przemytach, zamachach i myślą, że w Albanii jest bardzo niebezpiecznie. Otóż nie. Istnieją porachunki między przemytnikami, zamachy na sędziów, prokuratorów czy gangsterów, ale bez żadnej szkody dla zwykłego obywatela. Od kiedy mieszkam we Vlorze, wybuchło kilka bomb w samochodach…ale nigdy nie ucierpiał nikt, kto nie miał ucierpieć. Wszystko według zasady: „jak nie zrobisz komuś krzywdy, to tobie też nic się nie stanie”.

Pozwól, że cię zacytuję: „W Albanii po zmroku czuję się bezpieczniej, niż na moim katowickim osiedlu”. Mocne.

Mocne, ale prawdziwe. Na przeciętnym polskim osiedlu, nie trudno o napady, gwałty, pobicia itd. W Albanii takie rzeczy raczej nie mają miejsca. Tutaj sama mogę iść ulicą w nocy i nikt mi nic nie zrobi. Ponieważ honor Albańczyka na to nie pozwoli. W Polsce zawsze trzymałam torebkę z przodu „na brzuchu”, żeby nikt mi jej nie wyszarpał. W Albanii kompletnie się od tego odzwyczaiłam.

Jest jeszcze jedna kwestia: jeśli ktoś mi zrobi krzywdę, to musi się obawiać. Ba, może być pewny, że mój mąż, brat, kuzyn, wujek…przyjdą z odwetem! Złapią gnojka i pokażą, że dużym błędem było krzywdzenie mnie. Taki samosąd: oko za oko, ząb za ząb. Choć tego nie popieram, bo wydaje się prymitywne, to jednak działa. Utrzymuje pewien ład w społeczeństwie.

W Albanii istnieje też brutalne Prawo Kanunu (niepisane prawo zemsty – red.). W dużym uproszczeniu: Jeśli ktoś z rodziny zostanie zamordowany, zraniony czy znieważony, osoba z rodziny pokrzywdzonego, ma obowiązek zemsty.

Tak, ale mówimy tu o bardzo ekstremalnych przypadkach. W większości na północy Albanii, w odciętych od świata górskich wsiach, gdzie poziom edukacji jest bardzo niski. Tam pozostały bardzo stare tradycje. Istnieje kilka organizacji, które starają się godzić zwaśnione rodziny. Przede wszystkim, aby umożliwić młodym chłopcom bezpieczne wyjście z domu i edukację. Dla przypomnienia, Prawo Kanunu obowiązuje tylko mężczyzn i nastoletnich chłopców.

Znalazłem informację, że sporo obywateli Albanii nie wyjdzie już nigdy z domu. Aż do śmierci…

Tak. Tylko w czterech ścianach własnego domu mogą się czuć bezpieczni. Na zewnątrz czeka na nich śmierć… Często spędzają całe życie w swoim lokum, nigdy nie wychodząc na zewnątrz. Bywa, że w tych małych społecznościach konflikt ciągnie się przez kilka pokoleń. Oprócz powstałych w ostatnich latach organizacji, które starają się wprowadzać pokój między rodzinami, w każdej wsi jest mężczyzna w starszym wieku, którego zadaniem są negocjacje pomiędzy skłóconymi rodzinami. Istnieje jeszcze jeden stary, tradycyjny sposób, aby osiągnąć pokój. Dla nas Polaków… niewyobrażalny! Rodzina, którą czeka egzekucja, zostawia pod drzwiami domu „wrogów” niemowlaka. Okazują w ten sposób zaufanie i liczą, że zwaśniony ród nic dziecku nie zrobi… Jeśli dziecko ocaleje, konflikt zostaje zażegnany.

Aż boję się zapytać, ale czy zdarzało się, że tego typu sytuacje kończyły się tragicznie?

Nie! Zostawiając niemowlaka pod drzwiami wroga okazujesz mu nieskończone zaufanie. To dowód na to, że naprawdę chcesz, aby między Waszymi rodzinami zapanował pokój. Małe dziecko jest oznaką czystości i niewinności – to bardzo symboliczne.

Albańczycy to tolerancyjny naród?

Pod względem religijnym – bardzo. Albania może być uważana za przykład tolerancji religijnej. Tutaj prawie w każdym mieście meczety stoją na tej samej ulicy, co synagogi i kościoły. Tutaj obchodzi się wszystkie święta. Na przykład w pracy mam wolne w święta katolickie, muzułmańskie itd. Wyznawcy różnych religii biorą między sobą ślub, bez żadnego problemu. Zazwyczaj bierze się tylko ślub cywilny w Urzędzie Miasta, więc nikt nawet nie zawraca sobie głowy praktykami religijnymi.

Jeśli chodzi o inne aspekty życia, to jest już naród bardziej tradycjonalny. Tutaj bardzo ważna jest opinia i „co ludzie powiedzą”. Ja jako osoba bardzo liberalna i wolna w każdym aspekcie życia, nie miałam jak dotąd absolutnie żadnych problemów. Nawet wtedy, kiedy świadomie prowokowałam swoim zachowaniem, aby pokazać Albańczykom, że można żyć inaczej, niż według ustalonych zasad. I że to wcale nie oznacza bycie złym czy gorszym człowiekiem.

W jaki sposób ich prowokowałaś?

Prowokacją był już fakt, że mieszkałam z moim chłopakiem bez ślubu czy zaręczyn. Dla nas Polaków to błahe kwestie, wręcz śmieszne. Prowokacją może być na przykład fakt, że w wieku 35 lat, będąc mamą pójdę na imprezę, będę bawić się do rana i napiję się czegoś procentowego. Prowokować można podczas rozmowy, poruszając na przykład tematy tabu. Prowokacją może być też wyjście na ulicę w podartych dżinsach. Muszę jednak sprecyzować, że to nie tak, że takie rzeczy są tutaj zakazane dla kobiet. Nie, nie! To nie ten muzułmański tok myślenia! To trochę jeszcze zaściankowa mentalność: mam 35 lat, państwową pracę, córkę, męża, więc muszę być poważna i nienagannie się prowadzić. Coś jak mentalność w Polsce kilkadziesiąt lat temu. Albania przez pięćdziesiąt lat komunizmu była kompletnie odizolowana od świata, a system ten był najsurowszy w całej Europie. Muszę jeszcze dodać, że w ciągu już prawie dziewięciu lat mojego pobytu tutaj, wiele się zmienia. Albania staje się coraz bardziej otwarta na zachodni styl życia. Tirana już w sumie jest „europejska”.

Mieszkasz w kraju Orłów od 9 lat. Co spowodowało, że postanowiłaś osiedlić się w tym kraju?

Miłość! (śmiech) Serce nie sługa. Poznałam mojego męża podczas studiów we Włoszech. On skończył studia rok wcześniej ode mnie, więc stwierdziliśmy, że spróbujemy ułożyć sobie życie w Albanii.

Twój mąż jest Albańczykiem. Zastanawiam się, która z rodzin miała większy problem z akceptacją waszego związku.

Oczywiście moja… Może nie tyle z akceptacją, co z typowym polskim strachem, o to jakie jest życie w Albanii i jak niebezpieczny jest ten muzułmański kraj. (śmiech) Jak tylko poznali męża, to od razu się do niego przekonali. Po pierwszych wakacjach w Kraju Orłów zakochali się w Albanii na zabój. Obecnie co roku spędzają tu letni urlop.

Czy łatwo przestawić się Polce na życie z obywatelem Albanii? Podejrzewam, że sporo razem przeszliście, napotkaliście różne trudności, o których wcześniej nawet nie pomyśleliście.

Nie wiem czy to dlatego, że ja jestem bardzo otwarta, czy to dlatego, że również mój mąż taki jest (mieszkał dziesięć lat we Włoszech – red.), ale nigdy nie mieliśmy żadnych problemów, czy konfliktów na tle kulturowym.

Na co dzień pracujesz na Uniwersytecie we Vlorze. Czym dokładnie się zajmujesz?

Pracuję w Biurze ds. Publikacji. Publikuję książki, przewodniki dla studentów, biuletyny naukowe, newsletter, projektuję ulotki, wizytówki i gadżety z logiem uniwersytetu.

Jesteś na emigracji ponad trzynaście lat. Jak sobie radzisz z tęsknotą za krajem, rodziną, przyjaciółmi?

Wyjechałam z Polski w wieku dwudziestu dwóch lat. Pięć lat spędziłam we Włoszech. W pierwszym roku tęskni się za wszystkim… Naprawdę, za najbardziej błahymi rzeczami: miejscami, zapachami, jedzeniem. I oczywiście za najbliższymi. Teraz w Albanii mam najbliższą rodzinę, ale też pracę i własne miejsce na ziemi. Nie tęsknię już za niczym. Jestem obywatelką świata! (śmiech)

Jak wcześniej wspomniałaś – prowadzisz bloga, gdzie opisujesz i pokazujesz walory życia w Albanii, ale też obalasz mity związane z tym krajem.

Największe mity to, że Albania jest niebezpieczna, że panuje tu wszechobecna bieda, kobiety chodzą w burkach, ludzie mieszkają w barakach otoczeni śmieciami…

To taka Albania w oczach statystycznego Kowalskiego

Ramadan, jeśli dobrze pamiętam, przypadał w tym roku na czerwiec. Jeden z turystów, który w tym okresie miał wykupione wczasy w tropikalnym Ksamilu, pytał mnie czy sklepy i lokale będą otwarte. I czy nie będzie problemu z kupnem alkoholu…roześmiałam się głośno. Świętujemy tylko ostatni dzień Ramadanu. Z rodziną, przy suto zastawionym stole.

Z którymi konfabulacjami najtrudniej walczyć?

Przede wszystkim z tymi religijnymi i na temat bezpieczeństwa. W sierpniu napisała do mnie przerażona turystka, która spędzała urlop niedaleko Vlory. Wraz z innymi turystami usłyszeli kilka strzałów, zobaczyli radiowozy policji kilkadziesiąt metrów od hotelu. Pracownicy hotelu zalecili im, aby nie opuszczali obiektu. Polska turystka od razu pisała do mnie z myślą, że miał miejsce atak terrorystyczny. Poczytałam bieżące informacje. Okazało się, że policja namierzyła jakiegoś drobnego złodziejaszka, który próbował napaść na bank. Złodziej stawiał opór i chciał uciekać, więc policja postrzeliła go w nogę. Ot, zwykła akcja policji, która równie dobrze mogłaby się zdarzyć w każdym polskim mieście. Tymczasem turyści byli przerażeni. Od razu wyobrazili sobie atak islamskich terrorystów. Terroryzm w Albanii nie istnieje.

Kuchnia albańska zasmakuje Polakowi?

O tak! Przepyszne świeże ryby, owoce morza, mięso, które rozpływa się w ustach. Do tego świeże, pachnące słońcem owoce i warzywa. Kuchnia albańska jest bardzo bogata i różnorodna poprzez wpływy tureckie, włoskie czy greckie. Mam na dodatek to szczęście, że mieszkam we Vlorze, w mieście, które słynie z bardzo dobrej kuchni! Tutaj naprawdę trudno znaleźć lokal, w którym dania nie są smaczne.

Wiem, że kawa odgrywa u was kluczową rolę we wszelkich relacjach interpersonalnych, nawet w biznesie czy sprawach urzędowych.

Tak! Jakiekolwiek spotkania biznesowe, rodzinne, urzędnicze, korupcyjne – haha, żartuję – odbywają się przy kawie w lokalu, których jest tu bez liku. Przychodzisz rano do pracy, rzucasz torbę na biurko i lecisz na kawę. Wychodzisz na spacer i pijesz pyszne espresso. Nie zapraszasz znajomych czy rodziny do domu, ale na kawę do lokalu. Można powiedzieć, że Albańczycy cały dzień siedzą w kawiarniach!

Miałem przyjemność odwiedzić w tym roku Sarandę i przyznam, że miejscowość jest przepiękna.

Zawsze polecam Sarandę na pierwsze wakacje. Piękne plaże, lokale, bogata oferta hotelowa i świetna baza wypadowa do zwiedzania: Zamek Lekursi, Blue Eye, Butrint, Gjirokaster, Ksamil, Himar, Porto Palermo, Korfu…

Bardzo mnie zaskoczyły ceny w restauracjach. Były bardzo przystępne.

Myślę, że przypływ zagranicznych turystów, spowoduje wkrótce wzrost cen…

Mocno też odczułem albańskie podejście do życia. Powiedziałbym, że takie „południowe“… (śmiech)

Tak, śródziemnomorskie! (śmiech) Wszystko można zrobić jutro, albo wcale! (śmiech) Albo powoli, przy kawie…Take it easy!

Biurokracja też ponoć daje wam w kość.

Biurokracja to koszmar! Przede wszystkim dla obywatela Europy, przyzwyczajonego do zasad i ich respektowania. Miałam okazję być świadkiem zderzenia polskich biznesmenów z tutejszą biurokracją. Urzędy nie udzielają dokładnych informacji, często urzędnicy są bardzo niedoinformowani, opieszali. Mówią jedno, potem podczas kontroli oczekują czegoś innego. W większości przypadków bez „znajomości” niewiele można załatwić. Korupcja jest tu powszechna i co gorsza – ogólnie akceptowana.

A jak się u was zarabia?

Pracując w Albanii na etacie nie można oczekiwać kokosów. Średnia, uważana za dobrą, pensja urzędnika to pięćdziesiąt tysięcy leków, czyli około czterysta euro. Menadżerowie międzynarodowych firm zarabiają do tysiąca euro, sprzątaczka otrzymuje około dwieście euro.

Albania staje się coraz bardziej popularnym celem wakacyjnych wojaży, m.in. kosztem Egiptu. Wasz rząd robi co może, aby przyciągnąć turystów, sporo inwestuje w infrastrukturę. Polskie agencje turystyczne również wydają sporo gotówki na promocję Albanii u nas w kraju.

Faktycznie. Jeszcze osiem lat temu byli tu tylko miejscowi turyści czy obywatele Kosowa. Od trzech lat panuje tu boom turystyczny. Polacy są największą grupą „wakacjuszy”, za nimi plasują się Włosi. Szczerze mówiąc: nie bardzo mnie to cieszy. Może cię to zdziwi, ale mam możliwość obserwowania tego, jak zmienia się Albania. Jak na siłę budowane są hotele czy lokale w miejscach, gdzie powinna królować tylko natura. Jak lokalne restauracje obniżają jakość i podwyższają ceny, bo wiadomo, że turysta przyjedzie raz na wakacje i tyle. Dosłownie serce mi płacze… Ksamil i jego przepiękne plaże są dewastowane, beach bary na każdej skałce… Wszystko staje się komercyjne, pod turystę. W ten sposób Albania traci wiele ze swojego pierwotnego piękna. Jestem zazdrosna o tą Albanię, którą poznałam 9 lat temu. Jest mi jej trochę szkoda…

Szacujesz, że w Albanii żyje około 50 Polaków. Miałaś okazję poznać któregoś z nich?

Zaledwie kilku.

Kim są ci ludzie? Utrzymujecie kontakt?

Większość to żony Albańczyków. Oddychają z ulgą czytając wiadomość, którą puszczam w świat, że posiadanie męża Albańczyka, to nie bycie podporządkowaną bestii, a Albania nie jest brudna i zacofana. Albańczycy są fantastycznymi ludźmi, a my – ich żony, jesteśmy już zmęczone tłumaczeniem światu, że są dobrymi mężami i ojcami. Za to sam Kraj Orłów jest przepiękny i czasem potrafi wręcz zaskoczyć Polaków luksusem.

I na koniec chciałem zapytać, co o Polakach myślą Albańczycy?

Są bardzo pozytywnie i ciepło nastawieni do Polaków! Są nas bardzo ciekawi, zarazem mają dużą wiedzę o naszym kraju i historii.

Ulubiona albańska potrawa?

Byrek, jakby inaczej! (śmiech)

Trunek?

Caj mali (gojnik – herbata górska).

Polacy powinni spróbować…?

Ryb i owoców morza, których próżno szukać w Polsce.

Mafia albańska – fakty czy mity?

Fakty, ale absolutnie nie groźna dla przeciętnego obywatela czy turysty.

Najpiękniejsze miasto?

Vlora! (śmiech)

Na wakacje to do…?

Sarandy – piękne plaże, świetna baza wypadowa do zwiedzania.

Czy w Albanii „tak” oznacz „nie”?

Nie! (śmiech) Słuchając rozmówcy kręci się głową na nie, co oznacza, że tak, słuchasz! Tylko tyle.

Najdziwniejsze słowo?

Byrektore. Są to małe budki, kioski w których wyrabia się i sprzedaje byrek. Ich nazwa podobna jest do słowa „dyrektor”. Od pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, jak widzę te budki – chce mi się śmiać. Kontrast, między tymi tak podobnymi do siebie słowami, jest komiczny.

Albanię porównałabym do…?

Kraj jedyny w swoim rodzaju.

Najbardziej tęsknię za…?

Polską kiełbasą, kapustą kiszoną, polskim rześkim powietrzem, śniegiem, polskim Bożym Narodzeniem…

 

Więcej informacji o Albanii znajdziecie na blogu Roksany: www.albaniapopolsku. Polecam!

*Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum prywatnego Roksany.

Jeśli uważasz, że treści, które publikuję są wartościowe i chcesz, by pojawiały się częściej, możesz wesprzeć „Rozmowy do kawy” i zostać patronem portalu! Link: https://patronite.pl/RozmowyDoKawy/description